Spotkanie podsumowujące

29 września, 2009

Mamy zaszczyt zaprosić Was na spotkanie podsumowujące projekt „Przekroczyć Granice”.

Spotkanie odbędzie się w dwóch terminach do wyboru:

-10 października, godzina 16, Szkoła Podstawowa nr 37 na ulicy Szpitalnej 9/11 w Łodzi

-11 października, godzina 16, hufiec Skierniewice na ulicy Kościuszki 2B.

 

Harmonogram spotkania:

1. Rozpoczęcie spotkania – prezentacja wprowadzająca w tematykę spotkania

2. Krótka historia projektu „Przekroczyć Granice”

3. Podziękowania dla sponsorów projektu 

4. Wyprawa na Kilimandżaro (prezentacja zdjęć, opowieści o zdobyciu szczytu)

5. Wręczenie certyfikatów włascicielom metrów naszej wędrówki na Kilimandżaro

6. Nie tylko Kilimandżaro – opowieści o Afryce (Safari, wioska masajska, skauci – prezentacja zdjęć, filmów, wspomnień uczestników wyprawy)

7. Podsumowanie spotkania

 

Zapraszamy!

 

 


Podróż nigdy się nie kończy

13 września, 2009

Nasi podróżnicy wylądowali dziś o 13.10 w Warszawie – z lekkim opóźnieniem, ale żywi, zdrowi i szczęśliwi. Czekamy na zdjęcia i opowieści 🙂


Dzień przed wyprawą na Kilimandżaro

29 sierpnia, 2009

No i stało się. Polały się pierwsze łzy. Wzruszenia oczywiście 🙂 Zapewne nie tak trudno zgadnąć, czyje to też łzy były… Ale zacznijmy od początku 🙂

A początek miał być o 6 rano. Ale niestety… nasza koleżanka Magda tylko trochę poradziła sobie z ustawieniem budzika, przez co wstaliśmy o 6.56 – 4 minuty przed teoretycznym przyjazem autobusu, który miał nas zabrać do Arushy. Jeszcze chyba nigdy nie pakowaliśmy się w takim tempie. Ostatecznie okazało się, że całkiem niepotrzebnie, gdyż autobus przyjechał o 8.20… ponieważ firma, od której wynajęliśmy autokar o nas zapomniała. Rano mieliśmy też okazję spotkać Josha, który uratował nam życie, pożyczając przejściówkę. Jest więc nadzieja, że nasza kamera, aparaty i telefony, dotrwają do końca wyjazdu.

Potem czekała nas długa i niełatwa jazda do Arushy. Każdy z nas ma w tej kwestii swoje własne wspomnienia… Pomijając niewygodne pozycje, sporym przeżyciem było dla nas kupowanie tanzańskiej wizy, a w końcu sam wjazd do Tanzanii…

To zupełnie inny świat, nieporównywalny z cywizilzacją, która czekała na nas w Nairobi. Jesteśmy tu chyba o krok bliżej prawdziwej Afryki. Jechaliśmy przez stepy, mijaliśmy zakurzone wioski, kobiety z wiadrami i koszami na głowach, Masajki, strusia, zebry, wielbłąda, martwą krowę, wielkie kaktusy, kopce termitów i wiele, wiele innych atrakcji… Aż dojechaliśmy do Arushy. I rozpoczęliśmy negocjacje w kwestii ceny za wejście na Kilimandżaro. Tu niezastąpiona okazała się Kasia, dzięki której zapłaciliśmy ostatecznie dużo mniej, niż mieliśmy zapłacić.

Potem poszliśmy na tanzański obiad, po drodze mijając budynek, z którego dochodziła muzyka… Postanowiliśmy wstąpić na chwilę. Okazało się, że kościelny chór właśnie odbywa próbę. I to tam pojawiły się łzy. Pierwszy raz mieliśmy okazję obserwować Afrykę z bliska, Afrykę bez Murzynów, którzy chcą nam coś sprzedać… A teraz spędzamy swój ostatni spokojny wieczór na normalnej wysokości. Już jutro wyruszamy na Kilimandżaro!

Trzymajcie za  nas kciuki!
My

Anna, Kasia, Magda, Marcin i Zbyszek od jutra będą w trasie, prawdopodobnie nie będą mieli możliwości skorzystać z internetu. Niemniej mają pisać smsy do Josha, które będę Wam na bieżąco przekazywać. Od kiedy mają przejściówkę, można do nich przysyłać wiadomości na polskie numery telefonów komórkowych. Jeśli chcecie dzwonić, podaję lokalny numer komórkowy, który co jakiś czas włączają:

+254 718 165 675

Sprzed komputera pozdrawia
Jan


Relacja z innej strony

29 sierpnia, 2009

Dzisiejszy list od Josha:

Hi,
I met the group yesterday, they are doing well and enjoying. We talked in length till late hours and again was at the hotel they were staying this morning just before they left for arusha Tanzania. Will try to be in touch with them to know how they are doing till they reach Arusha.

I am to plan an itinerary for them for going to see where Baden Powell was staying while in Africa and the place he was buried, it’s around 4 hours drive from Nairobi. They also wanted to meet my scouts so am to arrange for that, will be touch about their progress.

Chao, and Bravo!

A dla nieanglojęzycznych moje swobodne tłumaczenie:

Spotkałem się z nimi wczoraj, mają się dobrze i są bardzo zadowoleni. Rozmawialiśmy długo do późnych godzin nocnych. Dziś też byłem w hotelu, w którym się zatrzymali, zaraz przed tym jak wyjechali do Arushy w Tanzanii. Spróbuję utrzymywać z nimi kontakt zanim tam dojadą, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Mam zaplanować dla nich wycieczkę do miejsca, gdzie zatrzymał się Baden Powell podczas podróży po Afryce, oraz miejsca jego pochówku. To około cztery godziny jazdy z Nairobi. Chcą również spotkać się z moimi skautami, czym też się zajmę. Będę dawać znać jak im idzie.


Dzień 2.

27 sierpnia, 2009

O 9:11 dostałem wiadomość od Josha (skauta z Nairobi) – przylecieli, są w hotelu. Nie odebrał ich osobiście ale są w kontakcie, zostawił im wiadomość w recepcji i będzie do nich zaglądać.


Początek właściwej drogi

26 sierpnia, 2009

Dziś na dworcu Łódź Widzew, fot. Piotr KowalskiPo miesiącach przygotowań, wzlotów i upadków, zdobywcy Afryki wreszcie wyruszyli. Przez cały czas trwania wyprawy będę na bieżąco informował Was o postępach, planach, oraz przekazywał wszelkie sygnały od uczestników. Śledźcie uważnie wpisy w dzienniku!

Dla przypomnienia, z tego co wiadomo na najbliższe dni: Anna, Magda, Kasia, Marcin i Zbyszek przylatują do Nairobi dziś o godzinie 1 w nocy czasu miejscowego. Przedtem mają postój w Stambule i przesiadają się w samolot do Afryki. W Nairobi kontaktują się ze skautem, z którym utrzymywali kontakt od jakiegoś czasu (który to odbiera ich z lotniska i wprowadza w kenijskie progi). 29 sierpnia są umówieni na nocleg w Arushy (Tanzania), aby następnego dnia wyruszyć na podbój Kilimandżaro. Wędrówka trwa 5 dni, a po niej mogą wybrać się na safari po jednym z wielu parków narodowych. Ostateczne decyzje podejmą jednak na miejscu. Tak więc czekamy na wieści!

Już teraz możecie obejrzeć kilka zdjęć z dzisiejszego wyjazdu – są już w albumie projektu.

Trzymajcie kciuki i do usłyszenia!

Jan


Jedziemy!

26 sierpnia, 2009

Ostatnie 10 minut w domu, czas biegnie jak szalony a ja nie mogłam sobie przypomniec hasła do bloga 😛 na szczęście po szybkim przeszukaniu archiwum gg udało się, jestem uratowana! 😛

Co do samej wyprawy to sama jeszcze w to nie wierzę! Nie wierzę, że za niespełna 15 godzin będę w innym kraju, ba na innym kontynencie a co więcej raptem za 4 dni zacznę wędrówkę życia! 🙂

Dziękuję wszystkim za wsparcie, pomoc i ciepłe słowa 🙂 Dziękuję moim towarzyszom wyprawy, którzy pokazali, „że wystarczy tylko chcieć” 🙂

Jeszcze raz wielkie dzięki a teraz muszę lecieć bo inaczej pociąg mi ucieknie 😛

Trzymajcie kciuki i do zobaczenia we wrześniu! 🙂


Hakuna matata!

26 sierpnia, 2009

Karibu Kenya na Tanzania, Udało się:)

Przez ostatni tydzień przeżyłem mnóstwo szczytów. Naprawdę, nie mogę teraz o tym pisać, bo powieniem robić sto innych rzeczy… ale bywało grubo!

Od szczytu cierpliwości, po szczyt pokory, przez szczyt niedowierzania, szczyt smutku, szczyt posiadania szczęścia, szczyt zmęczenia…

Parę ostatnich dni było naprawdę jakby z innej rzeczywistości. Co muszę powiedzieć – przeżyłem również szczyt pozytywnego zaskoczenia. Dzisiaj załatwiając jeszcze pieniądze w Urzędzie miasta napotkałem fantastycznych urzędników. Życzę wszystkim, żeby właśnie z takimi musieli załatwiać swoje sprawy.  Ci państwo od wczoraj stanęli na głowie i przeskoczyli wszelkie granice biurokracji, żeby pomóc mi i zdobyć pieniądze jeszcze dzisiaj. I nie dość, że w obydwu urzędach było miło i efektywnie, to jeszcze pani w kasie okazała się równie przesympatyczna, dostała nasz kalendarzyk  i o mało co nie umówiła się ze mną na kawę. Dziękuję wszystkim Państwu, którzy mi dzisiaj pomogliście. Nie będę wymieniał nazwisk, bo niestety nie wszystkie nawet znam. Dziękuję.

Do tego Ubojnia Drobiu „Piórkowscy” dziś również okazała się bardzo przyjazna do załatwiania spraw.  Tam również dziękuję za pomoc i przyjemną atmosferę. Wszechświat chyba rzeczywiście nam sprzyja jak pisała Motyl.

Wyobraźcie sobie, że nie tylko my mamy takie niestworzone pomysły – jedna z pań w ubojni powiedziała, że jej córka w prezencie wymyśliła sobie podróż w Himalaje! Mało tego! Ta pani chce jechać z nią!:) Zaliczki już wpłacone… Niesamowicie! I.. no cóż.. ja też chce:D
Z tego miejsca do Pani z ubojni – do odważnych świat należy, trzeba jechać jak jest możliwość i się nie zastanawiać, no i przecież, samej córki Pani nie puści!:) Trzymam kciuki tak mocno jak cała Państwa firma pokazała mi dzisiaj (właściwie już wczoraj), że trzyma kciuki za mnie i naszą ekipę.

Ale najgorsze… że nie zdążyłem powtórzyć suahili! I co teraz będzie? Przecież miałem przehandlować wszystkie blondynki (albo prawie blondynki) z naszej ekipy na żyrafę!

hmm… pies – mbwa, hipopotam – kiboko, lew – simba, ptak – ndege (albo przynajmniej jakoś podobnie:))… ale jak do Jasnej Anielki była żyrafa? Wszystkie plany na nic…

Większość z was zażyczyła sobie kamienia z Afryki:) przywiozę ile będę mógł, i ile zmieści mi  się do plecaka, żeby nie płacić na lotnisku za nadbagaż! Piasek z pustyni może być ciężej załatwić (jedno z zamówień), ponieważ ze wszystkich możliwych ukształtowań terenu i środowiska, chyba tylko na pustyni nie będziemy:) ale jak tylko znajdę coś w zastępstwie.. przywiozę na pewno:)
Mam też zamówienie na dwutygodniowego guźca… Tzn hmm on musiałby się rodzić jakoś zaraz po naszym przyjeździe więc może uda mi się znaleźć jakąś Panią Guźcową, która właśnie jest przy nadziei, która zechce oddać guźciątko do Polski:) Może chociaż da mu zrobić zdjęcie:) Będzie ci musiało jakoś wystarczyć Puf:)

Ba! mało tego! Wszyscy życzą sobie, żeby kamień im przywieźć, a jeszcze jedno (kolejne, specjalne) zamówienie jest takie, że jeden z kamieni, to mam tam zawieźć i mieć zawsze przy sobie! o! To bieszczadzko-anielski kamień na szczęście i z aniołem i na pewno pomoże! Już leży spakowany do zabrania! Dziękuję Gaworzynka:*

Mam też dwa zamówienia na szczyt – mam krzyknąć „Szymon to fajny gość” (pozdrawiam kuzyna;)) i zostawić coś na górze, co Magda M. sobie w przyszłym roku (albo jakoś chwile później) odbierze. Mam nadzieję Magda, że znajdziesz, narysuje najwyżej jakąś mapę:D No i dzięki za ratunek w postaci sprzętu. Będę musiał coprawda spać w spiworze „Woman” ale może nie rozchoruje się… w sensie, no.. od zimna 😛 Dzięki wielkie!

Dziękuje wam wszystkim:) Ja również odbieram dzisiaj smsy i wiadomości na szczęście:) I za metry i za wsparcie i wszystko. Dziękuje Mamie, że mnie urodziła, bo inaczej nie mógłbym jechać teraz do Afryki (nie bez powodu – to dosłowny cytat z mamy „nie po to Cię rodziłam, żebyś teraz gdzieś w Afryce zginął”) no i w ogóle reszcie rodziny (Tacie, Karolinie i Caro, bo on też się biedaczyna stresuje), która przeżyła zbieranie funduszy, szczepienia, zakupy… no, a przede wszystkim pakowanko:D

Ja również muszę życzyć z tego miejsca powodzenia – ja przeżywam podróż i wszystko co z nią związane, ale mój Hufiec przeżywa właśnie Święto Chorągwi Łódzkiej, którego jesteśmy w tym roku organizatorami. Ogromna impreza, ogromnie dużo pracy, mnóstwo potrzebnych ludzi, spraw do załatwienia na już. Kochani! Trzymam za was kciuki, nie będzie mnie z wami fizycznie, ale myślę o was bardzo mocno, tak samo jak wy myślicie o mnie i wyprawie. W tym czasie i ja i wy przekroczymy nasze granice.
Marta trzymam kciuki! Wiem jak dużo Cię to kosztuje.  Zuza pilnuj biura! Gaworzynka pilnuj Zuzy! Wszyscy natychmiast zanoszą zdjęcia do Froty, bo biedna potrzebuje ich na tydzień temu! Wszyscy biegiem marsz na próbe Teatru Ognia, jesteście tam niezbędni, bo kto te bale przetarga?! Został właściwie tydzień do imprezy, więc pełna mobilizacja! Jestem z wami, tak jak Wy wszyscy jesteście ze mną.

Osobne podziękowania należną się Filipowi. Bez wsparcia mogłoby nic z wyprawy nie być. Tymczasem okazuje się, że mamy nawet jakieś zaplecze finansowe, które pozwala nam bez obaw jechać. Filip, do tej pory żałuję, i ja i cała ekipa, że nie możesz jechać z nami. Kiedy zaczynaliśmy przygotowania do projektu, bardzo mocno na to liczyłem, że zdobędę ten szczyt właśnie z Tobą. To fantastyczne, że mimo, że jednak nie jedziesz zechciałeś nam pomóc, wstawiłeś się za nami, pilnowałeś naszych spraw. Dziękuję. I cóż… wierzę, że i ty kiedyś staniesz na Kilimanjaro.

Jasiek… dziękuje. KOwiec i PRowiec bez którego nie byłoby pewnie tak łatwo. Jaśku, od początku miałeś nie jechać, a czasami było tak, że robiłeś więcej niż członkowie wyprawy. Bez żadnych próśb zakładałeś konta, aktualizowałeś blogi, pisałeś posty, robiłeś kalendarzyki, plakaty, banery, pisałeś maile (również te po angielsku)… Dziękuję. W zasadzie, mimo, że nie jedziesz, bez zastanowienia mogę Cię nazwać członkiem naszej ekipy. I pominąwszy pracę którą włożyłeś w projekt, dziękuję za wszystko w czym pomogłeś mi osobiście. Na pewno nie byłbym w tym miejscu gdyby nie ty. Bywało ciężko i wiele razy sam nie dałbym rady. Wiem, że parę razy i Tobie, nic nie winnemu się dostało, bo akurat napatoczyłeś się na moje nerwy. A mimo to zawsze jesteś. Dziękuję. Zawsze, na każde zawołanie i na każdą prośbę, od zdanej sesji, poprzez banalne wyjaśnienie trudnych słów i skrótów z którymi trzeba było walczyć realizując nasz projekt, udzielanie wywiadów do gazety i radia, aż do pożegnania nas jutro/dzisiaj na lotnisku jadąc prosto z Poznania. Dziękuję.

I ostatnie parę słów do lidera naszej wyprawy. Motyl, będzie pewnie jeszcze mnóstwo okazji, żeby o tym rozmawiać i wrześniowy wyjazd i wszystkie mrożone kawy, ale już teraz chcę powiedzieć dziękuję. Generalnie całej ekipie, bo wytrwała, walczyła do końca, bo w pewnym momencie zaufaliśmy wszyscy intuicji i podjęliśmy kilka nierozsądnych decyzji. Ale Motyl, bez Twojego zaparcia i skuteczności w dążeniu do celu prawdopodobnie nie wiele byśmy zdziałali. Jesteś ogniwem, które nas wszystkich łączy i pcha do przodu. To na pewno nie proste być liderem grupy pięciu liderów, to nie proste, kiedy nikt nie trzyma ustalonych terminów, kiedy nie ma zasięgu na końcu świata, ani innych możliwości komunikacji. Wiele razy widziałem jak dużo zdrowia i wysiłku Cię to kosztuję i o ile więcej kosztuje Cię, żeby nam tego nie pokazać. Swoich wątpliwości, swoich obaw, będąc dla nas oparciem i fundamentem. Dziękuję, że po raz kolejny mogę z Tobą współpracować. Uczę się do Ciebie tak niesamowicie dużo. Podziwiam Twoje dążenie do celu i wytrwałość, których zawsze było mi we mnie zbyt mało. To tylko słowem wstępu, bo już 4 rano się zbliża, a mógłbym pisać tak długo jak trwały przygotowania wyprawy. Dziękuje, że jesteś i tak jak obiecałaś kiedyś, nie dajesz o sobie zapomnieć.

A do wszystkich taka przestroga… uważajcie do kogo dosiadacie się w autobusach, nawet jeżeli miałoby to być ostatnie wolne miejsce w całym dwupiętrowym gigabusie! … nigdy nie wiecie, czy ta osoba nie zagna was później na koniec świata tylko po to, żeby przy wielkim wysiłku i w opłakanych warunkach wejść na jakąś cholerną górę, w zasadzie tylko po to, żeby z niej zejść! Strzeżcie się!

„Tak mocno wierzysz, tak mocno wierzę…”

Johnek


Wszechświat nam sprzyja :)

25 sierpnia, 2009

Próbuję znaleźć jakiekolwiek słowa, które choć trochę oddadzą to, co dzieje się teraz we mnie. I muszę przyznać, że nie potrafię. Wciąż trudno mi uwierzyć, że to wszystko prawda. Że lecimy tam, że udało się. I że wierzy w nas tylu ludzi…  Każdy kolejny sms, mail, telefon, który dziś odebrałam pogłębiał jeszcze ten stan, którego opisać nie potrafię. To połączenie oszałamiającej radości z pewnym strachem i wszystkim tym, co wydarzyło się w ciągu ostatniego tygodnia. To był bardzo trudny tydzień. Pełen niespodziewanych zwrotów akcji, własciwie do ostatniej chwili nie byliśmy pewni ile mamy pieniędzy do dyspozycji, czy mamy gdzie spać, z kim wejść na Kilimanjaro… Kupując bilety nie znaliśmy odpowiedzi na tysiące pytań. Nawet mając bilety w kieszeni nie mieliśmy pewności, że się uda. I wiecie co? Udało się! To niesamowite, ale udało się wszystko, przez ten tydzień zdobyliśmy, osiągnęliśmy odpowiedzi niemal na wszystkie nurtujące nas pytania. Nasze wirtualne dotąd pieniądze od kilku firm, które obiecały nam pomóc, dziś nagle udało się zdobyć w gotówce. Wczoraj dostaliśy maile z dobrymi wiadomościami od skautów, choć zaczęliśmy zakładać, że mimo kilkumiesięcznego kontaktu jednak nie będą w stanie nam pomóc. Nawet właściciel firmy, która wprowadza nas na Kilimanjaro ostatecznie zaczął odpowiadać na zadawane mu pytania, a nie pisać o kamerach i innych mniej interesujących nas rzeczach… Wszystko, wbrew temu co doświadczaliśmy przez ostatnie miesiące, po prostu się ułożyło. I jak tu nie wierzyć, że wszechświat sprzyja tym, którzy mają odwagę realizować swoje marzenia?

„Świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia. I starają się robić to jak najlepiej.”

Otóż to. Marzyliśmy, ryzykowaliśmy i staraliśmy się robić to jak najlepiej. I będziemy starać się dalej. Bo właściwie – co innego mielibyśmy robić? 🙂

A.


Jeszcze raz media

24 sierpnia, 2009

Na kilka dni przed wyprawą, Anna Książek raz jeszcze opowiada o przeżyciach związanych z Kilimandżaro i Afryką, chodzeniem po górach i przekraczaniem coraz to nowych granic. Ubiegłotygodniowej audycji ze studenckiego radia Żak z Łodzi można posłuchać TUTAJ.